top of page
Szukaj

Królowa

  • Zdjęcie autora: Heart, Hear Art!
    Heart, Hear Art!
  • 1 maj
  • 5 minut(y) czytania

reżyseria: Piotr Sieklucki, teatr: Teatr Nowy Proxima


Fotografia została wykonana przez Sylwię Penc.
Fotografia została wykonana przez Sylwię Penc.

Zanim przejdę do samej recenzji, chciałabym Wam życzyć, żebyście mogli doświadczyć kiedyś tego, co ja każdorazowo przeżywam, wybierając się do Proximy. O wystawianych tutaj sztukach trudno mówić jako o spektaklach. Mam wrażenie, że używając podobnych sformułowań, dopuszczam się dewaluacji... Wydaje mi się, że im umniejszam, ponieważ to nie są klasyczne przedstawienia. Jeśli już musiałabym określić, co dzieje się na deskach Teatru Nowego Proxima za pomocą jakiegoś wyrazu, zdecydowałabym się raczej na słowo widowisko. Jestem w pełni świadoma, że również ono nie oddaje w pełni niezwykłości tej przestrzeni i prezentowanej w niej sztuki, ale na pewno radzi sobie lepiej niż wyżej wymienione sformułowania, które przez lata zdążyły już chyba utracić blask oraz pokryć się warstwą kurzu...

O ile przed każdym spektaklem próbuję wprawić samą siebie w odpowiedni nastrój i zostawić wszystkie codzienne sprawy przed Teatrem (a jeżeli to mi się nie uda, to przynajmniej przed drzwiami na widownię), o tyle chyba tylko tutaj realnie zapominam o całym świecie... Gdy jestem w Proximie, nie istnieje dla mnie rzeczywistość, liczy się tylko rozgrywające się przed moimi oczami widowisko.

Charakterystyczne kręte schody oddzielają mnie od przyziemnych kwestii - tak długo, jak po nich nie wejdę, tkwię w swojej codzienności, tak długo, jak nie zejdę po nich w dół, pozostaję w magicznym świecie Teatru.

Mam nadzieję, że ten wstęp nie znużył Was do reszty i zdecydujecie się na dalszą lekturę. Obiecuję, że teraz przejdę już do sedna!


Królowa jest dwugodzinną opowieścią o życiu Freddiego Mercury'ego, którą rozpoczynają jego rodzice. Dowiadujemy się, kim są, jak się poznali, jakimi wartościami się kierują... Podobnie do sporej części matek i ojców również oni mają dla swojego syna pewne plany, jeśli nawet nie wyraźnie sprecyzowane, to przynajmniej ogólne (ich oczekiwania w dużej mierze wynikają z tego, iż byli gorliwymi wyznawcami zaratusztrianizmu). Fakt, że dziecko "odstaje od normy" na przykład pod względem swoich zainteresowań, niepokoi ich więc i skłania do podjęcia decyzji o wysłaniu Farrokha Bulsary do indyjskiej szkoły z internatem.

Pobyt w tym miejscu jest dla Freddiego okazją do lepszego poznania samego siebie; w dalszej części spektaklu dowiemy się, jak istotne było to do doświadczenie w perspektywie całego późniejszego życia piosenkarza.


Przyglądamy się rozwojowi Farrokha nie tylko jako artysty, ale też, czy może raczej przede wszystkim, jako człowieka (choć z drugiej strony te dwie kwestie są w jego przypadku ze sobą bardzo mocno powiązane). Śledzimy początki działalności zespołu Queen (najpierw Smile), relację Freddiego z Mary Austin...


Spora część wydarzeń jest nam prezentowana nie w formie klasycznej opowieści (jak przykładowo na samym początku spektaklu), ale w wersji taneczno-muzycznej, co stanowi kolejny powód mojej ogromnej miłości do Teatru Nowego Proxima. Gwarantuję, że bez względu na to, czy jesteście wielkimi fanami zespołu Queen, czy słuchacie ich piosenek sporadycznie, czy w ogóle ich nie znacie, trudno będzie Wam usiedzieć na miejscu! Nie sposób zapanować nad pragnieniem chociażby nucenia pod nosem i uderzania rytmicznie nogą o podłogą, ale pamiętajcie - nie jesteście sami!


Najbardziej efektownym elementem Królowej są prawdopodobnie imprezy w Garden Lodge, czyli posiadłości Freddiego Mercury'ego, które w rzeczywistości również przeszły do historii. W przedstawieniu jawią nam się one jednak nie tylko jako zbieranina rozmaitych osób, ale co najważniejsze - różnych wersji samego artysty.

Przyjęcia są głośne, kolorowe, zwariowane, dzikie. Na czas ich trwania przestają istnieć słowa takie jak ograniczenia albo wstyd.


Wszystko co dobre szybko się jednak kończy i podobnie sytuacja wygląda również w tym przypadku. Barwna maskarada nie może trwać wiecznie, do Freddiego docierają informacje o kolejnych zachorowaniach na AIDS, również w jego najbliższym otoczeniu. Choć piosenkarz twierdzi, że czuje się doskonale, każdy domyśla się, iż prawdopodobieństwo choroby w jego przypadku jest naprawdę wysokie...


Moment, w którym w sztuce pojawia się choroba, zmienia jej kolory z bardzo jaskrawych oraz wyraźnych na szare... Szczególnie mroczna wydała mi się scena wskazywania kolejnych nosicieli wirusa przez lekarza oraz jego monologu - opowieści o tym, w jaki sposób rozprzestrzeniała się choroba.


Zwieńczeniem rosnącego tragizmu jest widok konającego w wannie Freddiego i opowieść o stanie piosenkarza, który sam nie jest już w stanie nie tylko o siebie zadbać, ale nawet o sobie mówić... Widzimy, jak szybko z pełnego życia, pragnącego czerpać garściami człowieka stał się osobą, której trudność sprawia wykonywanie podstawowych czynności... Wymazany jasnobrązową, czarną i czerwoną gliną wydaje ostatnie tchnienie i choć wszyscy wiedzieliśmy, że ta historia przecież właśnie tak się skończy, chciałam wierzyć w jakiś magiczny obrót spraw...


Pominięcie w mojej recenzji aktorów nie jest niedopatrzeniem, to zabieg celowy. Uznałam, że poświęcę im obszerniejszą część tekstu, ponieważ wydaje mi się, iż wspominanie jedynie nazwisk osób wcielających się w poszczególne postaci byłoby z mojej strony ignorancją ich roli w tym widowisku.


Na początku postać, która wywołała chyba największe emocje, czyli Elton John w wykonaniu fenomenalnego Piotra Siekluckiego. Piosenkarz już sam w sobie jest postacią ikoniczną, ale dyrektorowi Proximy udało się uczynić jego osobowość jeszcze bardziej charakterną. Kostium, gesty, mowa... Wszystko to składa się na zachwycającą, zapadającą w pamięć kreację. Szczególnie istotna jest scena, w której Elton John przychodzi do wytwórni, słucha Bohemian Rhapsody i interpretuje piosenkę, ujawniając całą prawdę o Freddiem. To moment z jednej strony komiczny (właśnie ze względu na obecność autora hitu I'm Still Standing, który każdorazowo, gdy się pojawia, dodaje sztuce humoru), ale zarazem dramatyczny, chociażby dla Mary Austin.

Choć Elton John na ogół ma śmieszyć (na przykład w scenach imprez w Garden Lodge), gdy odwiedza Freddiego w chwili, gdy coraz więcej mówi się o AIDS, nie żartuje. Paradoksalnie to właśnie ta postać - najbardziej barwna, komiczna, próbuje przekonać wokalistę Queen do racjonalnego zachowania i podjęcia odpowiednich kroków.


Jestem przekonana, że również postaci Bomiego, producenta muzycznego oraz Jima nie byłyby tak samo wyraźne, gdyby nie wcielił się w nie Michał Felek Felczak. Trudno powiedzieć, który z odtwarzanych przez niego bohaterów najbardziej mnie zachwycił - pocieszny ojciec Farrokha, komiczny producent czy może raczej mocno zdystansowany początkowo partner. Każda z postaci w wykonaniu Michała Felka Felczaka była naprawdę świetna!


W Freddiego wcielają się różne osoby w zależności od etapu życia artysty, którego akurat dotyczy dana scena w sztuce. Młodziutkiego Farrokha gra Maks Stępień, nieco starszego Marcin Zuber, zaś dojrzałego już wokalistę Arti Graboski. Każdy z nich jest inny - delikatnego Farrokha w wykonaniu Maksa Stępnia ciężko porównywać z Fredem Marcina Zubera z przełomu nastoletniości oraz dorosłości, tak charakternym, a zarazem tak zagubionym czy początkowo zatracającym się w imprezach, zaś finalnie pogrążonym w chorobie artystą wykreowanym przez Artiego Graboskiego...

Skoro mowa już od odtwórcach roli Freddiego, warto wspomnieć o momencie symbolicznego pojednanie jego najmłodszej oraz najstarzej wersji, czyli chwili, w której Maks Stępień przytula się do klatki piersiowej leżącego w wannie Artiego Graboskiego. Dopiero na tym etapie dochodzi do pełnej akceptacji Freddiego przez samego siebie.


Trudno jest przestać również myśleć o monologu Marcina Mroza wcielającego się w rolę pozbawionego emocji, zimnego doktora Atkinsa, o którego roli w przedstawieniu wspominałam już wyżej.


Jak sami widzicie jeśli chodzi o grę aktorską Królowa jest naprawdę solidnym spektaklem, ale tak naprawdę... Tutaj w ogóle nie ma słabych elementów. Po raz kolejny doskonale wypadła bowiem i scenografia, i kostiumy, i każda inna część tego zachwycającego widowiska. Przypuszczam, że nikt z Was nie będzie raczej szczególnie zdziwiony moją oceną Królowej, której postanowiłam przyznać 9 punktów.

Obyśmy wszyscy mogli jak najczęściej doświadczać takich emocji w Teatrze!

 
 
 

Comments


© 2035 by The Artifact. Powered and secured by Wix

  • Youtube
  • TikTok
  • Facebook
  • Instagram
bottom of page