Państwo
- Heart, Hear Art!
- 4 maj
- 5 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 7 dni temu
reżyseria: Jan Klata, teatr: Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie

Na początek, ciekawostka o mnie - jestem miłośniczką antyku. Bardzo cenię szeroko pojęty dorobek starożytnych - zarówno pochodzącą z tego okresu literaturę, jak i teatr, rzeźbę czy malarstwo, ale też architekturę lub filozofię. Uważam, że to kolebka, podwaliny wszystkiego, czym dysponujemy obecnie. Tak naprawdę trudno stworzyć dziś coś całkowicie nowego, bo jeśli poddamy dogłębnej analizie dzieła powstałe w starożytności, odkryjemy, że właściwie wszystko już było, a więc nihil novi sub sole.
Nie lubię odcinania się grubą kreską od przeszłości. Mówienia, że liczy się tylko tu i teraz, bo jak już wspomniałam, teraz nie istniałoby, gdyby nie historia.
Każdorazowo cieszę się więc, widząc, że współcześni artyści wracają do pochodzących z antyku tekstów kultury i oddają im należny szacunek.
Jakie efekty przyniosło to tym razem? Zapraszam Was do lektury mojej recenzji!
Jan Klata podejmuje się niełatwego wyzwania - sięga po Państwo Platona i decyduje się wystawić je na scenie. Tekst z pozoru zupełnie nieteatralny, trudno jest więc sobie wyobrazić go w formie przedstawienia. A jednak - reżyser postanawia zaryzykować i tworzy sztukę...
Przed wejściem na salę widzowie otrzymują słuchawki, przez które w trakcie spektaklu będą słyszeli tłumaczenie. Monologi oraz dialogi są bowiem wygłaszane na scenie w języku starogreckim. Pojawia się również niemiecki, a na samym końcu nieco polskiego, natomiast zdecydowanie przeważa język oryginału dzieła Platona.
W tym momencie na myśl nasuwa się pytanie, czy to dobry pomysł. Na pewno ciekawy i raczej niepopularny, ale przede wszystkim chyba jednak... ryzykowny.
Nie oszukujmy się - niewiele osób zna dziś starogrecki. Oczywiście, wygłaszanie tekstu w oryginale to piękny ukłon w stronę tradycji, natomiast miejmy też na uwadze względy bardziej pragmatyczne. Koniec końców w słuchawkach i tak słyszymy przecież polski, więc greka, którą posługują się podczas spektaklu aktorzy, staje się tak naprawdę wyłącznie tłem i czymś w rodzaju szumu, na którym mało kto się skupia.
Ciekawostka o mnie numer dwa - uczyłam się greckiego. Znam również niemiecki. Z tego powodu parę razy ściszyłam tłumaczenie i skoncentrowałam się na wypowiedziach aktorów. Tak, jestem pełna podziwu, bo stanęli przed niezwykle trudnym zadaniem, jakim było nauczenie się kilkudziesięciu stronicowych kwestii w obcym języku, ale tu znów pojawia się pytanie o sens tego przedsięwzięcia...
Bo tak naprawdę mamy w tej chwili do czynienia z klasycznym, kolokwialnie mówiąc, kuciem na blachę.
Wkraczamy teraz na tereny bardzo bliskiego mi (ze względu na poprzedni kierunek moich studiów) językoznawstwa - chodzi o specyfikę każdego języka. Owszem, to w dużej mierze konwencja i sztuczny twór, ale wszystkie języki są też jednak odzwierciedleniem historii, kultury, tradycji... Oczywiście, że można wyuczyć się na pamięć tekstu po chińsku, arabsku czy właśnie starogrecku, ale czy warto, skoro pracujemy tak naprawdę tylko na otoczce, nie zagłębiając się do wnętrza?
Mam bardzo mieszane uczucia, jeśli chodzi o język sztuki. Widzę zalety, jak i wady decyzji reżysera. Plusem jest na pewno, że mechanizm tłumaczenia działał bez zarzutu, ale to kwestia czysto techniczna, więc chyba jednak za mało istotna, by rozwiać wszystkie inne moje wątpliwości...
Skoro już jesteśmy przy języku, pozwólcie, że wyjaśnię, skąd wziął się tutaj niemiecki, bo o ile fakt, że w przedstawieniu znaczącą rolę odgrywa greka, jest dosyć oczywisty, o tyle sprawa drugiego języka obcego wydaje się być bardziej zagadkowa. Państwo Jana Klaty jest bowiem koprodukcją naszego polskiego Teatru Słowackiego i niemieckiego Nationaltheater Mannheim. Stąd właśnie niemiecki w tytule czy w samym przedstawieniu.
Kwestia języków wydaje mi się już wyczerpana, przejdźmy teraz już stricte do sztuki. Spektakl trwa niespełna dwie godziny i niestety muszę dodać tutaj słowa: na szczęście. Na szczęście, bo przedstawienie bardzo się dłuży... Z utęsknieniem czekałam na sceny tańca, które choć na chwilę oczyszczały gęstą od monologów oraz dialogów atmosferę.
Nie zrozumcie mnie źle - to nie tak, że oczekuję od teatru spektakli łatwych i przyjemnych. Bynajmniej! Uwielbiam sztuki, które, jakkolwiek paradoksalnie to nie zabrzmi, męczą mnie i z różnych powodów doprowadzają na skraj. Takie, o których nie potrafię długo przestać myśleć oraz te, których analiza nie kończy się w chwili opadnięcia kurtyny, ale trwa jeszcze wiele dni czy tygodni po sztuce.
W przypadku Państwa nie chodzi o problemy z rozumieniem, ale... O formę, wtórność, brak innowacyjności.
Ponieważ owszem - kostiumy i makijaż aktorów czy scenografia są do granic możliwości barwne, kompletnie nieantyczne, ale w moim odczuciu taki zabieg to bardziej toporny sposób na zamaskowanie pewnych niedociągnięć, desperacka próba odwrócenia od nich uwagi widzów, którzy z założenia twórców mają skupić się na jaskrawych tęczowych kolorach...
Jeśli zaczęłam już omawiać kwestię scenografii, będę to kontynuowała. Projekcje wyświetlane w tle są elementem charakterystyczny dla stylu Klaty. Podobnie muzyka stanowiąca jego znak rozpoznawczy. Odbiór tych zabiegów to definitywnie sprawa subiektywna i podczas gdy jedni uznają je za nieudane, innym przypadną do gustu. W przypadku Państwa jestem gdzieś pomiędzy, ale już na przykład w Act of Killing (inny spektakl w reżyserii Klaty, również wystawiany na deskach krakowskiego Teatru im. Juliusza Słowackiego) działa to moim zdaniem naprawdę dobrze.
Nikogo, kto kiedykolwiek widział oryginalne Państwo nie powinno zdziwić, że sztuka Klaty jest syntezą. To tak naprawdę parę wyciętych z obszernego dzieła Platona myśli, o czym świadczy nawet sama długość spektaklu - nie sposób zawrzeć całości w niespełna dwugodzinnym przedstawieniu (choć tak jak już mówiłam - absolutnie nie smuci mnie fakt, że sztuka nie trwała dłużej!).
Miałam poczucie, że wybrane przez Klatę fragmenty, to tak naprawdę jedne z tych najpopularniejszych i najbanalniejszych... Bardziej uważni podczas lekcji języka polskiego licealiści pewnie nie mieliby problemów ze zrozumieniem treści sztuki, a słyszane w jej trakcie wypowiedzi stanowiłyby raczej odświeżenie szkolnej wiedzy niż novum.
Kultowa już platońska jaskinia w spektaklu Klaty rozczarowuje... Rzeczona alegoria to chyba najsławniejszy element Państwa Platona. Mogło być efektownie, szokująco, a tymczasem było... nijak.
Wśród wszystkich zastrzeżeń, jakie mam wobec tej sztuki, jedno muszę Klacie przyznać - wykreowanie postaci Sokratesa wyszło mu naprawdę świetnie!
Sokrates jest w przedstawieniu grany przez dwie aktorki - Dominikę Bednarczyk-Krzyżowską oraz Karolinę Kazoń. Ten zabieg nie jest przypadkowy, eksponuje bowiem dychotomię postaci, pokazuje, jak bohater zmienia się.
Interesujący jest już nawet sam fakt osadzenia w roli filozofa kobiet. Choć męskich ról odgrywanych przez aktorki jest w teatrze coraz więcej, tak duża ingerencja w jedno z najbardziej klasycznych dzieł nadal zaskakuje.
Trudno jest mi pisać o innych aktorach, ponieważ szczerze powiedziawszy z wyjątkiem dwóch wspomnianych - Dominiki Bednarczyk-Krzyżowskiej i Karoliny Kazoń, oraz niemieckiej aktorki Lindy Pöppel nikt inny nie zapadł mi w pamięć...
Role pozostałych osób były bardziej tłem i trudno mówić tu o osobniczych kreacjach. Bardziej zlewały się w jedno.
Państwo w reżyserii Klaty zdecydowanie nie jest najlepszym spektaklem, jaki widziałam. To nie będzie nudna rozprawa filozoficzna. Mimo zapewnień, raczej była.
Bezdyskusyjnie Państwo Platona jest dziełem ponadczasowym, ponieważ tak jak wspominałam początku - mimo upływu czasu pewne rzeczy się nie zmieniają. Mogą przybierać nowe formy, maski, ale trzon pozostaje ten sam. Mechanizmy nie podlegają większej ewolucji. Oczywistym jest więc, że cieszy mnie fakt, iż wracamy do takich tekstów i staramy się poprzez nie uświadamiać. Cel jest szczytny, ale sama realizacja nie do końca udana... Z tego powodu przedstawieniu przyznaję 5 na 10 punktów.
Comments