Opowieści z narnii. Lew, czarownica i stara szafa
- Heart, Hear Art!
- 6 dni temu
- 3 minut(y) czytania
reżyseria: Gabriel Getzky, teatr: Teatr im. Stefana Żeromskiego w Kielcach

Opowieści z narnii. Lew, czarownica i stara szafa, czyli coś, czego chyba nikt nie spodziewał się tutaj zobaczyć. A jednak! Jakiś czas temu miałam okazję obejrzeć ten spektakl w kieleckim Teatrze im. Stefana Żeromskiego w Kielcach, dlatego dziś podzielę się z Wami moją opinią na jego temat. Zapraszam do lektury!
Zanim na dobre zacznę - należy podkreślić, że nie należę do grupy docelowej, jeśli chodzi o odbiorców tego przedstawienia. Sztuka jest przeznaczona przede wszystkim dla dzieci i to głównie im ma się podobać. O ile istnieją wśród dorosłych osoby, które czerpią ogromną przyjemność z sięgania po literaturę dla najmłodszych czy bajki, o tyle ja się do nich nie zaliczam. Nie przepadam za wracaniem do tekstów oraz filmów, które zwykłam oglądać lata temu. Kto wie, może kiedyś się to zmieni, ale na ten moment tak to w moim przypadku wygląda. Piszę to, ponieważ moja opinia nie będzie zbyt pozytywna. Spektakl nie przypadł mi do gustu. Chcę jednak, żebyście mieli w pamięci moje powyższe słowa - nie jestem w tym przypadku typem widza, na którego zadowoleniu zależało producentom. A teraz ad rem!
Opowieści z Narnii nie trzeba chyba nikomu przybliżać. To jedna z tych serii książek, które każdy czytał, a nawet jeśli nie czytał (lub nie pamięta, że to robił), kojarzy zapewne, choć pobieżnie, o co w nich chodzi.
Spektakl nie wprowadza raczej żadnych wielkich zmian w dobrze nam znanej historii. W przedstawieniu, tak jak w książce, również śledzimy bowiem losy czwórki dzieci, które natrafiają na starą szafę okazującą się być portalem do innego świata - do Narnii.
To kraina chłodu oraz wiecznej zimy, zarówno w dosłownym, jak i metaforycznym tych słów znaczeniu. Nie brak tu okrucieństwa oraz bezwzględności, któremu jednak bohaterowie będą oczywiście próbowali stawić czoła.
O ile książkowa wersja Opowieści z Narnii zawsze była dla mnie historią, w której zamknięto ogrom niezwykłości, o tyle tutaj magii zabrakło...
Niestety, nie przemawiało do mnie aktorstwo. Wydało mi się niewiarygodne. Właściwie chyba jednak jest to uzasadnione, bo skoro nawet zjedzenie ptasiego mleczka zostało sfabrykowane, jak mamy mówić o wrażeniu realności? Oczywiście, dla kogoś może nie być to problemem, może to nawet całkowicie ujść czyjejś uwadze. Osobiście mimo woli przypominałam i wciąż przypominam sobie jednak inne przedstawienia, jakie miałam okazję oglądać, oraz kreacje wymagające od aktorów tysiąc razy większego poświęcenia niż zjedzenie czekoladki. Wydaje mi się więc, że ta sytuacja nabiera po prostu wydźwięku nieco komicznego...
Nie przypadł mi również do gustu sposób, w jaki został do spektaklu wprowadzony Aslan. Widzowi ukazuje się bowiem wielka złota figura lwa, której głosu użycza stojący obok Jacek Mąka w stroju o tym samym kolorze. Reżyser tłumaczy, że w ten sposób chciał ukazać bardziej wyobrażony niż fizyczny charakter postaci, ale nie jestem przekonana co do tego zabiegu. Zastanawiam się również i jestem bardzo ciekawa, jak odebrała go młodsza część widowni.
Jeśli chodzi o aktorstwo, przedstawienie ratuje właściwie i dźwiga na swoich barkach jedna postać - Biała Czarownica (Joanna Kasperczyk). Moment pojawienia się na scenie bohaterki jest naprawdę klimatyczny, a wręcz niepokojący. Biała Czarownica wyróżnia się wielkością, górując swoim otoczeniem oraz innymi postaciami. Stojąca na podwyższeniu na szczudłach i ubrana w obszerną spódnicę, czy raczej jej szkielet, Joanna Kasperek ma w sobie coś przerażającego, a może nawet cyborgicznego. Biała Czarownica jest więc w przedstawieniu redefiniowana i zyskuje nowy, bardziej współczesny i możliwe że bliższy młodszej części widowni wymiar.
Całkiem nieźle wypada też postać, w którą wciela się Andrzej Plata, a więc Bóbr. Bohater pełen komizmu nie raz sprawił, że widownia głośno się zaśmiała.
Ciekawa jest scenografia - dość skromna, ale efektowna. Sprawia wrażenie realnego chłodu i niezwykłości. Dużo daje tutaj również zapewne gra światła, a przede wszystkim zimnej zieleni lub niebieskiego.
Sporo osób zwraca uwagę i chwali taniec w przedstawieniu. O ile jestem ogromną entuzjastką choreografii w spektaklach, o tyle tutaj nie byłam zachwycona. Lubię, gdy tancerz opowiada poprzez swoje ruchy historię, prowadzi sylwetką narrację i kontynuuje główną myśl spektaklu. Tutaj taniec wydał mi się bardziej odrębnym elementem i dodatkiem do całości niż integralną częścią przedstawienia.
Niewiele więcej mogę napisać na temat tej sztuki. Jest bowiem dość krótka (trwa półtorej godziny) i niezbyt skomplikowana. Jak już wspominałam, to nie dla mnie spektakl został stworzony, choć na stronie teatru można przeczytać, że przeznaczony jest dla osób od 10 do 110 roku życia, dlatego nie zamierzam się nad nim więcej pastwić. Przyznaję przedstawieniu 5 na 10 punktów, polecając je raczej młodszym widzom lub entuzjastom szeroko pojętych tekstów kultury dla dzieci.
Comments